Przysiądę
na ławce
w alei modrzewiowej
pokaże ci niebo
z tęczą
moich marzeń
zabiorę cię z sobą
do granic zieleni
na ławkę
otuloną
różanymi snami
na chwilę
przysiądę
by wsłuchać się
w bicie
twego serca
Przysiądę
na ławce
w alei modrzewiowej
pokaże ci niebo
z tęczą
moich marzeń
zabiorę cię z sobą
do granic zieleni
na ławkę
otuloną
różanymi snami
na chwilę
przysiądę
by wsłuchać się
w bicie
twego serca
Dusza moja drży
głodem czekania
błądząc w krainie marzeń
ziemia osuwa się
spod nóg
ukazując
pomarańczowy błękit
mojego nieba
źrenice parzy
białe słońce twojej dobroci
pomóż mi
strach ułaskawić
niech uspokoi mnie
bezpieczny dotyk
skrzydeł twoich
zanim
oddelegują mnie
w zapomnienie
Tajemnica bytu
życie
tu i teraz
zewsząd i dotąd
po horyzont myśli niepokornych
odczuwam czas
samotnością moją
w zaklętym kole
alegorii złowieszczych
ofensywa marzeń pożółkłych
w ciszę pustki ogromnej
wplata krajobraz
golgoty potrzeb duchowych
w pokorze i bólu
jak origami
z czystej kartki papieru
budzi się ciekawość
i fantazja wielka
świat czarów
i mądrości filozoficznej
życia i tajemnic bytu
ja człowiek
bezludna wyspa
ze śladami stóp
po sobie
powiewam białą flagą
ku zachodowi życia
Był sen
w nim my
bolesną radością
istnienia
słońce
jak soczysta pomarańcza
uśmiechnęło się
do mnie
i zgasło
życie
to moc
twoich ramion
marzę
o pomarańczach
Budzę się
twarz
blada zaspana
makijaż widzę
oczami duszy mojej
puder słoneczny
róż radośnie
otula policzki
czerwień całuje
moje usta
nagle coś
drgnęło
pieszcząc nozdrza
słyszę
zbliża się
cichutko
zapach
…
to wróciła
moja wiara
ubrana
w subtelność perfum
Chce pamiętać
świerszczy granie
lot motyla
migotliwy
zapach lasu
i maciejki
oraz Mamo
Twe wołanie
bochen
pieczonego chleba
Twoje dłonie spracowane
Mamo moja
chcę pamiętać
Twe oblicze zatroskane
wiem że czasu
już nie cofnę
boś już cieniem
w sercu moim
Mamo moja
żegluj sobie
po niebieskim oceanie
MOJEJ MAMIE
Zatrzymać czas
na chwilę
zamknąć
w zmysłach swoich
promień słońca
pierwszy krzyk
narodziny twoje
łzy radości
niech zabrzmią
szczęśliwości głosy
smugą światła
otoczone
niech już zabrzmią
tchnieniem myśli
za wszystkie dni
i lata
za chwile wszystkie
otrzymane od ciebie
……
moja Magdaleno
Jestem
jak jesień
światłem naznaczona
sinozłota mgłami
pachnąca wrzosami
żyję jak liść
łopocząc na wietrze
to nic że deszcz
że gorycz chwil
wszak to jest życie
jeszcze
odświeżam
życia sens
subtelniej widzę czas
bez szumu słów
bez wrzawy chwil
ulgę przynoszą mi
molowo płynące łzy
w oparach mgieł
szemrzących
w strumieniu boskich łez
odradzam się na nowo
życie
…….
jedno jest
Obudził mnie
ból
powietrze gęste
skołtunione
rozedrgane
z trudem przenika
do mej
krwi
ból
rwie ciało
rozpala
krwi pulsowanie
czuję bolesnie
ból
nieodłączna
istota życia
przenika
do wnętrza
duszy mojej
tak boli
moje istnienie
Za chwilę
pogasną
we mnie światła
……
odejdę
w zapomnienie
Wiersz mój
prosty jest
jak wschód słońca
i jego zachód
jak świt
i zmierzch
jak siew zboża
i jesienne zbiory
jak narodziny
i śmierć
modlitwa
o spokój
prosta
…..
nigdy nie bedzie