Tak smutno
już nie myśl
dziś o mnie
nie trzeba
milczenie
przytłacza
i boli
pragnienie bliskości
jest w twoim spojrzeniu
nie myśl
juz dzisiaj
tak smutno
Tak smutno
już nie myśl
dziś o mnie
nie trzeba
milczenie
przytłacza
i boli
pragnienie bliskości
jest w twoim spojrzeniu
nie myśl
juz dzisiaj
tak smutno
Trudne słowa o smaku piołunu
spadły wraz z goryczą
na dno szklanki
z resztkami mętnej cieczy
w mroku ciemnej nocy
szary rozmyty makijaż
zaciera kontury
zmęczonej twarzy
trudne chwile
miedzy mną
a tobą
to nasze przemijanie
puste nieme słowa
snują się
w obłokach spalonych cygar
naszego życia
Biała suknia w szafie
pachnie dzisiaj
smutkiem
i łzami słonymi
na rozdrożach myśli
nie starczyło
złudzeń
i pragnień wyśnionych
moje tęsknoty
uśpione ambicje
z pastelowych łatek
ponownie
znów składam
mozolne tworzę
nowy patchwork życia
Bywa czasem
nieprzeciętnie
wszak na jawie
miewam sny
moje ego
wciąż
gdzieś błądzi
szuka ślepo
z życia swego
ciągle drwi
zapytana
o łut szczęścia
odpowiadam z miną złą
bywa czasem
nieprzeciętnie
moje życie
to jest to
Pójdziemy
na spacer
pośród
ciszy nocnej
oddamy
swe zmysły
poświacie księżyca
w swobodnej lekkości
bez cienia bojaźni
stąpać będziemy
pośród
gwiazd spadających
zamknięci
magiczną klamrą
uniesień
i uczuć jesiennych
W chwilę z tobą spędzoną
zanurzę myśli swoje
w powietrzu wdychanym
odkryję cud życia
chodząc po trawie zielonej
dotknę z tobą nieba
krople deszczu
obmyją twarz moją
a słońce zaświeci
na przekór wszystkiemu
poczuję życie
w tej jedynej chwili
chwili uświęconej
moim i twoim
istnieniem
Stłoczone myśli
jak balony wypełnione
lodowatą wodą
bombardują mój mózg
jak petardy sylwestrowe
wybuchają w mojej głowie
zewsząd
kakofonia głosów
zamieszanie myśli
mętlik
i strach
przed nieznanym
jak dotrzeć do sedna problemu
jak rozwiązać sprawy
nierozwiązywalne
może prościej
tysiące myśli powierzyć
sile sprawczej
Bóg zesłał mi krzyż
który udźwignąć muszę
słońca moje
i świat cały
wszystko w jednym
się zebrało
Łowił ryby
bardzo lubił sake
wiał wiatr
ryby nie brały
sake była mocna
zasnął w łodzi
obudził się
na wybrzeżu chińskim
po wielu latach
wrócił do domu
ze skośnooką
chińską żoną
Kroczę cichutko
pośród czerwonych maków
i słonecznie pomarańczowych nagietków
odwiedzić chcę
moje sioło
pachnące miodem
skoszoną koniczyną
i chlebem powszednim
tyle życia zamknięto
w zapachach domu rodzinnego
moja wolna przestrzeń
drzwi otwarte pozostawia
radości i słońcu
zadumę chowając
w zanadrzu
spracowanego serca