Może kiedyś
pomiędzy nocą
a dniem
spotkamy się
na życia szlaku
pomiędzy prawdą
a kłamstwem
podamy sobie dłonie
pomiędzy zimą
a wiosną
spełnią się
nasze marzenia
pomiędzy chwilą
a wiecznością
otworzą się nasze serca
dla siebie
Może kiedyś
pomiędzy nocą
a dniem
spotkamy się
na życia szlaku
pomiędzy prawdą
a kłamstwem
podamy sobie dłonie
pomiędzy zimą
a wiosną
spełnią się
nasze marzenia
pomiędzy chwilą
a wiecznością
otworzą się nasze serca
dla siebie
Pozostawiłam pod strzechą
obyczajowość
o cechach metronomu
skwary posucha
śniegi roztopy i deszcze
ważniejsze były dla mnie
niż czas obecny
który zegar wyznacza
cała reszta
to już tylko improwizacja
Pochylone krzywe dachy
drzewa wiekowe łagodnie szumiące
i kamienne progi
od chodzenia wyświecone
wspominam
zamieszkać tam
jak przy bulwarze słońca
żyć
po prostu
ściana lasu
przytuli nasze marzenia
błękit nieboskłonu
zajrzy w okna przyjaźnie
siądziemy jeszcze raz
wspólnie
ramię przy ramieniu
wsłuchamy się w świat
który pozostał w naszych wspomnieniach
Oczekiwania
źle odczytane
martwią
tęsknota
rodzi niepokój
niedomówienia
zaszczepiają zazdrość
tworzą się stany nerwowe
pełne niedomówień
i oskarżeń
zniecierpliwienie
budzi nieporozumienia
żal i smutek
gdzie jest zakres
poziomu potrzeb
oczekiwań wzajemnych
uczuć
warunkujących zaufanie
pewne jest tylko jedno
że kocham cię